Zaległe spotkanie pomiędzy Legią i AZS-em UG było bardzo ciekawe i na pewno mogło podobać się kibicom oglądającym transmisję na żywo. Przed meczem legioniści mieli punkt przewagi nad rywalem z Trójmiasta, najpoważniejszym rywalem w walce o awans do ekstraklasy. Chociaż spotkanie zakończyło się podziałem punktów, co z przebiegu meczu pozostawia spory niedosyt, status quo został utrzymany. Na cztery kolejki przed końcem rozgrywek 2020/21 wszystko jest w naszych rękach i nogach – legioniści nadal prowadzą w ligowej tabeli i nie muszą oglądać się na wyniki innych drużyn. 

Do meczu z AZS-em Uniwersytet Gdański, nasz zespół przystąpił bez kontuzjowanego Mateusza Olczaka, do gry z kolei wrócił Bartłomiej Świniarski, który pauzował w ostatnich tygodniach z powodu urazu. Legia zaczęła mecz bardzo uważnie w obronie, ale zdecydowanie bardziej odważnie w ataku w porównaniu do ostatniego spotkania z TAF-em, czego efektem było sporo sytuacji strzeleckich. Pierwszą z nich mieliśmy już w pierwszej minucie, kiedy Krzysiek Jarosz pograł piłkę na lewą stronę do Mateusza Szafrańskiego, a ten w bardzo dobrej pozycji oddał strzał obok lewego słupka. “Odpowiedzialność za piłkę. Dajemy takie podania, jakie sami chcielibyśmy dostać od kolegi” – instruował legionistów przy linii bocznej trener Juchniewicz. Kolejną dogodną okazję do zdobycia bramki stworzyliśmy w 4. minucie – wtedy Tarnowski z lewej strony świetnie dograł piłkę na środek do Grzyba, ale niestety Adamowi nie wyszedł strzał i piłka minęła prawy słupek. Dwie minuty później Mateusz Gliński przeprowadził bardzo dobrą, indywidualną akcję, zakończoną celnym strzałem, który na rzut rożny sparował golkiper gości. 

W siódmej minucie Maciej Urtnowski sprawdził refleks Warszawskiego, uderzając mocno po ziemi. Jeszcze bardziej efektowną interwencją popisał się nasz bramkarz w 14. minucie gry, kiedy grający trener gości, Wojciech Pawicki mocno uderzał w prawe okienko, ale wywalczył tylko rzut rożny. Po jego rozegraniu, kąśliwy strzał po ziemi Wesserliga obronił nogami Warszawski. Na 5:40 min. przed przerwą, padł pierwszy gol w meczu na szczycie. Michał Szymczak z własnej połowy wypuścił piłkę na dobieg do prawej strony, a Mateusz Szafrański po rajdzie wzdłuż linii dopadł do piłki, a następnie skutecznie uderzył po długim rogu, nie dając szans na interwencję Michałowi Jakubiakowi. 

Dwie i pół minuty później w dobrej sytuacji, po dograniu Tarnowskiego, znalazł się ‘Boha’, ale jego strzał był zbyt lekki. Półtorej minuty przed końcem I połowy Tarnowski z Glińskim po szybkim ataku wypracowali sobie przewagę pod bramką przeciwnika, ale strzał Pawła obronił golkiper. Chwilę później bramkarz gospodarzy poszedł odważnie do przodu, ale po stracie piłki na naszej połowie, legioniści mieli możliwość skarcenia rywali – błąd Jakubiaka naprawił ofiarnie interweniujący Pawicki. Z kolei podstawowy bramkarz AZS-u UG doznał urazu, po którym nie wrócił już na boisko, a jego miejsce między słupkami zajął Kacper Sasiak.

Legioniści jeszcze dwukrotnie poważnie zagrozili bramce rywali przed przerwą. Najpierw Świniarski uderzał w krótki róg i wywalczył rzut rożny. Z kolei niespełna minutę przed końcem pierwszej części gry, Szafrański zaczął akcję Legii, dograł piłkę do Świniarskiego, a jego strzał po ziemi w prawy róg był nie do obrony. 2:0 i z taką przewagą nasi zawodnicy udawali się w przerwie do szatni.  Początek drugiej połowy nie różnił się znacznie od tego, jak wyglądała pierwsza połowa. Legioniści nadal prowadzili grę i stwarzali sobie zdecydowanie więcej okazji strzeleckich. Pierwszą z nich zobaczyliśmy na samym początku II połowy, po trójkowej akcji Milewskiego, Szafrańskiego (ofiarne dogranie na wślizgu) i Jarosza, ale strzał tego ostatniego został zablokowany. Nasza obrona przysnęła w 22. minucie, kiedy Urtnowski wyszedł sam na sam z Warszawskim, ale uderzył obok lewego słupka. W odpowiedzi “Miles” posłał bardzo silny strzał w światło bramki gdańszczan, wypiąstkowany przez Sasiaka. Groźnie uderzał również Adam Grzyb, który z prawej strony celował po długim rogu, ale wywalczył rzut rożny. W 25. minucie było już 3:0 dla Legii! Świniarski przechwycił piłkę na środku boiska, popędził w stronę bramki rywala i posłał piłkę po ziemi, pod brzuchem bramkarza gości. I kiedy wydawało się, że losy meczu są już rozstrzygnięte… 

Goście odpowiedzieli niemal natychmiast. Po wznowieniu gry od środka, potrzebowali zaledwie dziesięciu sekund na zdobycie gola. Kewin Sidor dograł piłkę z lewej strony na środek do Mateusza Cymana, który znalazł sobie trochę miejsca przy Glińskim, odwrócił się z piłką i uderzył niezwykle precyzyjnie, przy prawym słupku naszej bramki, a Tomek Warszawski nie zdążył z interwencją. Niespełna minutę później Cyman próbował po raz kolejny, ale tym razem nasz bramkarz był górą. W 31. minucie goście zdobyli bramkę kontaktową. Po wymianie piłki Pawickiego z Cymanem, ten ostatni znalazł się blisko naszej bramki, oddał bardzo mocny strzał pod poprzeczkę i doprowadził do stanu 3:2. 

Legioniści w tej części gry stwarzali zdecydowanie mniej sytuacji strzeleckich. Jedną z nich miał Świniarski, który mocno strzelał z dystansu. Z kolei gości złapali wiatr w żagle i w 32. minucie ponownie Cyman miał szansę na trzecią bramkę. Zawodnik gości znalazł się w sytuacji sam na sam, jego strzał po ziemi obronił Warszawski, a dobitka trafiła w poprzeczkę. Minutę później Legia stworzyła sobie doskonałą okazję, aby odskoczyć rywalom na dwubramkowy dystans. Szafrański dopadł do odbitej piłki i z bardzo dobrej pozycji posłał piłkę obok słupka. W jeszcze lepszej sytuacji znalazł się ten sam zawodnik niedługo później – najpierw po jego zagraniu legioniści domagali się odgwizdania rzutu karnego za zagranie ręką w polu karnym jednego z graczy gospodarzy, ale Szafrański nie przerwał ataku, uderzył z dwóch metrów, ale strzał został zbity na rzut rożny. 

Gdańszczanie nadal nacierali i dążyli do wyrównania i sztuka ta udała im się na 3:49 min. przed końcem. Chwilę wcześniej ostatnie ostrzeżenie dał Wroński, groźnie uderzając z prawej strony. Później piłkę z rzutu rożnego po ziemi posłał Szymon Wroński, a na strzał z dystansu po ziemi zdecydował się Cyman – Tomek Warszawski zasłonięty przez obrońców nie zdążył ze skuteczną interwencją i mieliśmy remis. W końcówce obie strony chciały zdobyć zwycięską bramkę. Gdańszczanie liczyli ponadto na przedłużony rzut karny, bowiem nasi gracze mieli na swoim koncie 5 przewinień. Najbliżej skutecznego wykończenia akcji byli Gliński (po rykoszecie piłka wyszła na róg) oraz 25 sekund przed końcem – Milewski. Niestety również strzał “Milesa” odbił się po drodze od jednego z zawodników i nie znalazł drogi do bramki. 

Legia zremisowała z AZS-em UG i utrzymała 1-punktowe prowadzenie w tabeli grupy północnej I ligi. Z przebiegu gry możemy żałować, że nie udało się wywalczyć trzech punktów i bardziej okazałej przewagi nad ekipą z Trójmiasta na cztery kolejki przed końcem sezonu. Najbliższe spotkanie czeka Legię w najbliższą niedzielę, kiedy w hali OSiR Włochy podejmować będziemy zespół Orlika Mosina.

– Na pewno pozostał ogromny niedosyt, bo prowadząc 3:0 u siebie, powinniśmy ten mecz wygrać. Być może za głęboko cofnęliśmy się i oddaliśmy za dużo ‘placu’ drużynie z Gdańska. Rywale potrafili to wykorzystać. Szkoda tej szybko straconej bramki na 3:1. Myślę, że gdybyśmy dłużej utrzymali to wysokie prowadzenie, to trochę argumentów byśmy gdańszczanom wybili z rąk. Najważniejsze, że ciągle jesteśmy liderem i mamy punkt przewagi nad AZS-em UG i wszystko zależy od nas. Bardzo liczyliśmy, że uda się nam wypracować bezpieczną, 4-punktową przewagę nad AZS-em. Nie udało się, szanujemy ten remis. Szkoda wypuszczonego z rąk zwycięstwa, ale nie ma co rozpamiętywać – idziemy dalej. (…) Pierwsza połowa była bardzo fajna w naszym wykonaniu. Myślę, że mieliśmy wiele szans bramkowych, które powinniśmy zamienić na gole. Naszym założeniem na pierwszą połowę była mocna obrona, aby zagrać na zero z tyłu. To się udało. Z tego jesteśmy zadowoleni. Trochę gorzej wyszło w drugiej połowie, ale to jest futsal i błędy są nieuniknione. Dzisiaj przytrafiły się nam trzy błędy i skończyły się one bramkami dla rywali – powiedział po meczu trener Legii, Paweł Juchniewicz.