Czy feta jaką zgotowali Wam kibice Legii po powrocie z Łodzi była zaskoczeniem?
Mariusz Milewski: – Pewnie, że tak. To miłe zaskoczenie, ale i coś pięknego. Nikt z nas czegoś takiego nigdy wcześniej nie przeżył. Rewelacja! Mam nadzieję, że w przyszłości będzie nam dane przeżyć coś równie wspaniałego.
Za Wami drugi sezon w wykonaniu Legii i drugi wywalczony awans. Ten chyba cieszy bardziej, bo rozgrywki zostały dokończone i mogliście świętować na boisku. W poprzednim sezonie tego zabrakło i o awansie dowiedzieliście się parę tygodni po ostatnim meczu.
– Na pewno inaczej smakuje wygrana, kiedy wywalczy się ją na parkiecie. Tym bardziej, kiedy gra się mecz u siebie i wiadomo wcześniej, że musimy go wygrać, aby przypieczętować awans. Szkoda, że na tak ważnym meczu nie mogło być kibiców na trybunach. A jeśli chodzi o poprzedni sezon, to można znaleźć pewne analogie do piłkarskiej Legii z obecnych rozgrywek. Wydawało się, że mistrza będą świętowali po meczu z Wisłą na własnym stadionie, a wobec straty punktów przez Raków w Białymstoku, piłkarze dowiedzieli się w środku tygodnia o tym, że mają mistrzostwo. Wiadomo, że jest radość, ale na pewno fajniej byłoby się cieszyć z tego po swoim meczu. Cieszymy się, że w tym sezonie Legia zdobyła mistrzostwo, a my awans do ekstraklasy. Wszystko idzie w dobrą stronę.
Przed meczem z Victorią nie mieliście obaw, że będzie za duże rozluźnienie w zespole, bo byliście zdecydowanym faworytem do wygranej. Nikt nie stawiał na ekipę z Sulejówka, a to czasem potrafi zgubić.
– Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że tak może być, ale przez cały tydzień z Pawłem Juchniewiczem pracowaliśmy nad tym, aby chłopakom wbijać do głowy, że ten mecz będzie ciężki. Derby zawsze rządzą się swoimi prawami, a zespół Victorii to wcale nie jest słaby zespół, jak mogłaby wskazywać na to pozycja w tabeli. Mają kilku fajnych zawodników. Tak podeszliśmy do tego meczu i udało się odpowiednio zmobilizować chłopaków. Nie zlekceważyliśmy Victorii.
Chcieliście zakończyć sezon kompletem punktów w Łodzi, ale nie udało się. Po walce, ale przegraliście. Ten mecz jest najlepszym przykładem na to, że w futsalu często końcowy wynik nie mówi nic o przebiegu samego spotkania.
Bardzo chcieliśmy wygrać z Widzewem, oni chcieli wygrać z nami. Pierwsza połowa zdecydowała w dużej mierze o końcowym wyniku. Zagraliśmy słabszych 20 minut, w drugiej części dominowaliśmy, stworzyliśmy sobie mnóstwo sytuacji i wielka szkoda, że nie udało się ich wykorzystać. Gdybyśmy wykorzystali nasze szanse, pewnie byśmy ten mecz “zamknęli” i wygrali go wysoko, a tak, w wyniku jednej kontry, bramki strzelonej przez łodzian z 15 metrów, w końcówce musieliśmy wycofać bramkarza. Zaryzykowaliśmy i skończyło się jeszcze wyższą porażką. Szkoda, ale mam nadzieję, że w czerwcu na turnieju w Warszawie będziemy mieli szansę do rewanżu. A kto wie, jeśli za rok widzewiacy awansują do ekstraklasy, będzie okazja spotkać się w rywalizacji ligowej na parkiecie o punkty.
W meczu z AZS-em UG, w którym w pewnym momencie prowadziliście 3:0, a ostatecznie zremisowaliście 3:3 – czy to był taki moment przełomowy, kiedy uwierzyliście, że awans jest na wyciągnięcie ręki?
– Uwierzyliśmy po naszym wygranym meczu w Zgierzu. W marcu graliśmy z całym czubem tabeli i wszystkie mecze były na styku. Zwycięstwo w Zgierzu dało nam takiego pozytywnego kopa i chyba wszyscy z nas wtedy uwierzyli, że ten awans jest w zasięgu. Później wygraliśmy jeszcze z Orlikiem Mosina i TAF-em Toruń – to były ciężkie, wyrównane mecze, ale pod naszą pełną kontrolą. Jeśli zaś chodzi o wspomniany mecz z AZS-em UG… Jeśli będziemy grali w ekstraklasie tak jak w drugiej połowie w tamtym meczu, to będziemy przegrywać. Ekstraklasa to już zupełnie inny poziom, a w tym spotkaniu pozwoliliśmy rywalom zdecydowanie na zbyt wiele. Po bardzo udanej pierwszej połowie, cofnęliśmy się, i to był nasz błąd. Takie błędy jeszcze w pierwszej lidze się zdarzają. Każdy z nas się uczy, podobnie nasz trener, ja również mimo doświadczenia, cały czas uczę się czegoś nowego. Musimy wyciągać wnioski z własnych błędów, aby nie przytrafiały się nam w przyszłości.
Kluczem do wygrania I ligi była obrona – straciliście najmniej bramek w całej lidze. Tak też chcecie budować zespół na nowy sezon – od tyłów?
Tak. Bez względu na klasę rozgrywkową, w futsalu kluczem jest obrona. Zresztą nie tylko w futsalu, czy piłce nożnej, ale i wielu innych dyscyplinach drużynowych. Nad tym pracowaliśmy najwięcej. Choć nie ukrywam, że jeszcze przed nami bardzo dużo pracy, bo na ekstraklasę, to co do tej pory prezentowaliśmy, to będzie trochę za mało.
Czym różni się gra w ekstraklasie od tej w I lidze?
– Przede wszystkim gra jest o wiele szybsza, zawodnicy o wiele szybciej operują piłką, dużo więcej grają 1 na 1. Zawodnicy są również lepiej wyszkoleni, w ekstraklasie gra wielu obcokrajowców, szczególnie z krajów, gdzie zawodnikom piłka nie przeszkadza. Do tego dochodzi taktyka. Nad tym też musimy pracować. Musimy być dobrze przygotowani taktycznie, motorycznie i wtedy można walczyć w ekstraklasie.
Graliście w Pucharze Polski z AZS-em UW, przegrywając po rzutach karnych. Ten zespół jest obecnie dwa punkty nad strefą spadkową z ekstraklasy – czy to może być taki wyznacznik Waszego potencjału?
– Ciężko jest porównywać nasz zespół do AZS-u, bo jesteśmy zupełnie inną drużyną. Mamy zawodników o wiele lepiej wyszkolonych technicznie i piłkarsko niż AZS. Oni mają dużo młodych chłopaków i ich atutem jest przygotowanie fizyczne. To było widać również w meczu pucharowym z nami. Tym przede wszystkim wygrywali swoje mecze w ekstraklasie, że zasuwali. W momencie kiedy kilku zawodników zachorowało na Covid, zaczęli mieć problemy fizyczne i zaczęli przegrywać mecze. Teraz mają duże problemy, żeby się odbudować, bo nie ma kiedy tego zrobić. Nie ma czasu na zrobienie nowego okresu przygotowawczego. Trzymam kciuki za nich, bo fajnie jakby w ekstraklasie były dwa zespoły z Warszawy.
Dużo potrzeba zmian w kadrze Legii, aby w przyszłym sezonie powalczyć skutecznie o utrzymanie w ekstraklasie?
Na pewno przydałoby się trochę wzmocnień. 2-3 osoby na pewno by się nam przydały, w tym jeden pivot. Obecnie mamy dwóch – Krzyśka Jarosza i Pawła Tarnowskiego, do tego po kontuzji dochodzi do siebie Konrad Rusiecki, ale on jeszcze na pivocie ma problemy. Przydałby się nam taki typowy pivot, który utrzymałby piłkę i strzelił bramkę. Zdajemy sobie sprawę, że będzie ciężko kogoś ściągnąć na tę pozycję i niewykluczone, że będziemy grali tym co obecnie mamy. Pracujemy nad transferami do klubu, teraz czekamy na zakończenie sezonu ekstraklasy.
Jeszcze kilka kolejek do końca pozostało – śledzisz jak wyglądają te rozgrywki, w których niebawem zagrasz ponownie, tym razem w barwach Legii?
– Tak, śledzę futsalową ekstraklasę cały czas. Nawet jak przestałem w niej grać, obserwowałem ją cały czas na bieżąco. Wiem kto jak gra, w którym zespole, więc przegląd graczy na tym poziomie rozgrywkowym mam zrobiony. Ponadto wiem na kogo nas stać, a na kogo nie, więc zdaję sobie sprawę, kogo jesteśmy w stanie ściągnąć. Na razie na pewno nie poszalejemy, ale chcemy spokojnie budować ten zespół. Nie chcemy pchać się od razu do walki o medale – na początku będziemy walczyć o spokojne utrzymanie w najbliższym sezonie. A później – zobaczymy jak wyglądać będzie nasz budżet. Jeśli będzie coraz większy, to będziemy się wzmacniać lepszymi zawodnikami.
Czy największą niespodzianką minionych rozgrywek może być uznany Mateusz Szafrański, który dołączył do Was dość późno i dość niespodziewanie w końcówce sezonu wywalczył miejsce w wyjściowej piątce?
– Mateusz wywalczył miejsce w wyjściowej piątce, ale nie zapominajmy, że miało to miejsce wtedy, gdy Mateusz Olczak doznał kontuzji. Dlatego też grał w pierwszym składzie, ale gdyby nie ta kontuzja, pewnie o pierwszy plac miałby trochę trudniej. Ale też po to tutaj przychodził. Znam tego zawodnika trochę dłużej, znamy się z reprezentacji Polski “szóstek”. Wiem na co go stać, jakie ma umiejętności i dlatego ściągałem go do nas. Wiedziałem, że nam pomoże i wniesie dużo świeżości do naszej gry. To jeszcze młody i perspektywiczny zawodnik, więc liczę, że będzie się jeszcze rozwijał. Jego marzeniem było zagrać w futsalowej ekstraklasie, więc teraz to marzenie spełni. Oby tylko nie spoczął na laurach, niech teraz marzy o kolejnych celach, to może z Legią zdobyć w przyszłości mistrzostwo Polski, zagrać w Lidze Mistrzów, czy w futsalowej reprezentacji Polski. Ma ku temu predyspozycje. Będziemy robić wszystko, żeby wypromował się u nas jak najlepiej i miał możliwość do rozwoju.
Wszyscy wypominają Tobie wiek, a tak naprawdę na parkiecie wychodzi przede wszystkim Twoje doświadczenie. Nie denerwuje to ciągłe zaglądanie Tobie w metrykę?
– Nie, chyba nie. Od 5-6 lat wszyscy mi wypominają wiek, a ja się z tego śmieję. Póki jest zdrowie, to gram. Pewnie przyjdzie kiedyś taki moment, że będzie mi ciężko nadążyć za chłopakami. Plusem futsalu jest to, że mogę grać przez minutę, usiąść na ławce i później znowu wejść na parkiet. Jak będę dobrze przygotowany fizycznie, a taki mam plan, jeśli omijać mnie będą kontuzje, to myślę jeszcze rok-dwa, a może trzy pogram. Jeśli będę widział, że chłopaki są lepsi ode mnie, to sam podejmę decyzję, że trzeba ze sceny zejść. Stanę wtedy obok Pawła Juchniewicza przy ławce trenerskiej. Na razie chcę pomagać chłopakom na boisku i myślę, że oni na razie też tego chcą, abym pomagał im jeszcze na boisku, a nie tylko z ławki. Tworzymy fajny kolektyw i mam nadzieję, że tak zostanie.
Jesteś podstawowym zawodnikiem Legii jeśli chodzi o niemal wszystkie stałe fragmenty gry. Obecnie trudno znaleźć zawodnika, który mógłby Ciebie w tej kwestii zastąpić.
– Od wielu lat gram w futsal i właściwie w każdym zespole, w którym byłem, stałe fragmenty w dużej mierze były ustawiane pode mnie. Największym moim atutem jest uderzenie. Trzeba z tego korzystać, kiedy jeszcze daję radę uderzać mocno. Trzeba oczywiście szukać innych rozwiązań. Czasami specjalnie ustawiamy stały fragment pode mnie, by przeciwnik skoncentrował się właśnie na mnie, a chcemy rozegrać coś zupełnie innego. Trzeba próbować wykiwać rywali. Jest kilku chłopaków w naszym zespole, którzy również potrafią dobrze uderzyć. Na pewno przed nowym sezonem, będziemy szukać różnych rozwiązań na rozgrywanie stałych fragmentów.
Przed meczami ekstraklasy potrzebny będzie również bardziej szczegółowy skauting, w porównaniu z tym, jak rozpracowywanie rywali, poszczególnych zawodników, wyglądało dotychczas?
– Na pewno w ekstraklasie będziemy musieli wprowadzić rozpracowanie przeciwnika. Chociaż jak wcześniej wspomniałem, większość z tych drużyn i zawodników tam grającym, znam od wielu lat. Na pewno trzeba będzie się uważniej przyjrzeć nowinkom, stałym fragmentom itp. Musimy rozpracowywać rywali, musimy pokazywać chłopakom analizy video, jeśli chcemy iść w stronę profesjonalizmu. I od tego trzeba zacząć, bo później łatwiej się gra, jeśli wszyscy są odpowiednio przygotowani taktycznie. Dla większości z nas ta liga będzie zupełnie nowa, większość z naszych graczy nie zna jeszcze zawodników ekstraklasowych. Jeżeli mamy możliwość im pomóc poprzez takie analizy, na pewno będę chciał to robić. Tak, by każdy w naszym zespole znał zagrania i atuty poszczególnych graczy drużyn przeciwnych.
Rozmawiał Bodziach