Paweł Tarnowski przez wiele lat grał w 11-osobową odmianę piłki, głównie w barwach bielańskiego Hutnika. W tym sezonie skoncentrował się tylko i wyłącznie na rywalizacji w barwach futsalowej Legii, w której od początku sezonu stanowi trzon drużyny. Pomimo małego doświadczenia w tej odmianie piłki, czynił szybkie postępy, i chłonął nowinki taktyczne, które z pewnością pomogły legionistom w wygraniu drugiej ligi na Mazowszu. Zapraszamy do rozmowy z zawodnikiem naszego klubu.
Od kilkunastu lat grałeś regularnie w piłkę 11-osobową – ostatni sezon był pierwszym, w którym nie występowałeś w rozgrywkach ligowych na zielonej murawie?
Paweł Tarnowski: Tak, to pierwszy taki sezon. Dziwne uczucie… Przez kilkanaście lat regularnie jeździłem na treningi po 4-5 razy w tygodniu plus mecz w weekend, a teraz tego nie ma.
Teraz koncentrujesz się już tylko i wyłącznie na występach w futsalu,czy nie wykluczasz jeszcze dalszej gry na zielonej murawie?
Nie mam już niestety możliwości łączyć grania na dużym boisku z grą na hali. Mam 34 lata, żonę, dwójkę małych dzieci. Już, jak to się mówi: “nie te lata”. Pozostaje więc w pełni skoncentrować się na futsalu.
Przez wiele lat występowałeś w “Dumie Bielan”, również na poziomie trzeciej ligi. Gra w Legii, choć nie piłkarskiej, a futsalowej, można powiedzieć jest spełnieniem marzeń?
Oczywiście, gra w Legii to było moje marzenie odkąd na poważnie zacząłem interesować się piłką. I to się w końcu udało! Ogromnie się z tego powodu cieszę. Nie mogę jednak zapomnieć właśnie o Hutniku, w którym spędziłem zdecydowaną większość swojej przygody z piłką. Super czas, poznałem mnóstwo pozytywnych ludzi, przeżyłem niesamowite emocje… Wzloty i upadki, awanse i spadki, jak choćby ten na samo dno, do klasy B, by po roku awansować z kolei o dwie ligi wyżej. Zawsze ten klub będzie mi bardzo bliski.
Jak odnalazłeś się w futsalu? Miałeś wcześniej okazję trenować tę dyscyplinę, czy była to dla Ciebie zupełna nowość?
Nigdy profesjonalnie futsalu nie trenowałem, ale z samym parkietem miałem do czynienia dość często, grając czy to w popularnych “szóstkach”, czy w różnych turniejach organizowanych w hali. Jednak tak naprawdę dopiero teraz, trenując w Legii, poznaję futsal od podstaw.
Wszyscy, którzy przenoszą się do futsalu z piłki 11-osobowej, mówią o tym, że tutaj o wiele większą rolę należy przyłożyć do taktyki. A jakie są Twoje spostrzeżenia?
Bardzo podobne. Mnóstwo schematów rozegrań, czy to samych akcji, czy stałych fragmentów gry, ustawianie się w obronie, czy w ataku – jest tego naprawdę dużo i jest się czego uczyć.
Na inaugurację rozgrywek pewnie pokonaliście Teqball, w obecności licznej publiczności. Sam przywitałeś się z nią pierwszą bramką w barwach Legii. Można powiedzieć, wymarzony początek.
Tak, super początek. Każdy z nas nie mógł się doczekać tego pierwszego meczu. Wiedzieliśmy, że przyjdzie sporo ludzi i tak faktycznie było. Doping był niesamowity, atmosfera wokół tego wydarzenia również. Dodatkowo wygraliśmy pewnie i efektownie, udało się strzelić bramkę, więc czego chcieć więcej?!
Rozgrywki II ligi na Mazowszu przeszliście jak burza. Zaliczyliście tylko jedną porażkę. Można powiedzieć, że wygrywając kolejne spotkania nabieraliście pewności siebie?
Z każdym kolejnym wygranym meczem pewność siebie wzrasta. Nie inaczej było u nas. Niestety boli ta jedna porażka z AZS-em AWF, ale można powiedzieć, że taki kubeł zimnej wody na głowę, przydał się i przez to wiemy, że na każdy mecz musimy wychodzić tak samo skoncentrowani, nieważne z kim byśmy grali.
Wydaje się, że właśnie ta pewność siebie, w połączeniu z zaangażowaniem i determinacją, sprawiły, że te trudniejsze mecze “na styku” rozstrzygnęliście na swoją korzyść.
Oczywiście. Do tego, jak wspomniałem wcześniej, koncentracja od pierwszej do ostatniej minuty meczu. Poza jednym potknięciem z AZS-em, to właśnie te cechy sprawiały, że wychodziliśmy zwycięsko z trudnych meczów.
Zdrowie Garwolin było dla Was najbardziej niewygodnym rywalem, i to nawet bez dwóch czołowych graczy, którzy w trakcie sezonu trafili z Garwolina do Legii. Po spotkaniu wygranym przez Was 2:1, wydawało się, że jesteście doskonale przygotowani do decydujących gier o awans, w barażach.
Sam mecz ze Zdrowiem był naprawdę ciężki, nawet pomimo tego, że pozyskaliśmy wcześniej dwie czołowe postaci z tego zespołu. Zwycięstwo w takim meczu na pewno dało pozytywnego “kopa” przed barażami, ale jednocześnie pokazało, że sporo jeszcze trzeba poprawić.
Mecz z Red Devils Chojnice był dla Was doskonałą lekcją – pokazał do czego możecie dojść ciężką pracą, ale również różnicę poziomu w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Różnica była widoczna, zobaczyliśmy ile jeszcze tak naprawdę pracy czeka nas w przyszłości, aby móc grać o najwyższe cele. Natomiast moim zdaniem, sam wynik nie do końca chyba odzwierciedla to, co faktycznie działo się na parkiecie.
Rozegranie barażów o awans do pierwszej ligi nadal jest bardzo możliwe. Przystąpicie do nich jako faworyt, podobnie jak to miało miejsce w przypadku sezonu “zasadniczego”, choć w zupełnie innym momencie – po długiej przerwie spowodowanej kwarantanną. Trudno będzie odbudować formę po tak długiej przerwie?
Decyzja co do barażów ma być chyba podjęta w najbliższym czasie. Czy jesteśmy faworytami? Czas pokaże, natomiast nie da się ukryć, że powrót do grania po tak długiej przerwie będzie bardzo ciężki.
Awans do pierwszej ligi to oczywiście dopiero pierwszy krok na szczyt. Myślisz, że jesteście w stanie wywalczyć również kolejny awans już w pierwszym sezonie na zapleczu ekstraklasy? Czego spodziewasz się po rozgrywkach na wyższym poziomie rozgrywkowym?
Bardzo bym chciał awansu rok po roku, ale najpierw postawmy ten pierwszy, najważniejszy krok, czyli awansujmy do 1. ligi. Co będzie dalej? Zobaczymy. Na pewno poziom między I a II ligą jest nieporównywalny. Spodziewam się ciężkich przepraw praktycznie w każdym meczu, ale jednocześnie liczę, że każdy kolejny mecz uda się wygrać i, koniec końców, świętować awans do ekstraklasy już za rok.
Rozmawiał Bodziach