Na trybunach przy Łazienkowskiej pojawił się w 1997 roku, parę lat później ruszył za Legią na wyjazdowy szlak. Przez ostatnich kilkanaście lat występował w różnych mazowieckich klubach w piłce 11-osobowej, a od roku występuje z eLką na piersi w sekcji futsalu Legii. I na dobry początek awansował z naszym klubem do I ligi. “Chciałbym uniknąć sztampowego ‘od zawsze marzyłem by zagrać w barwach Legii’, ale w moim przypadku… tak właśnie było. Gra w Legii jest dla mnie czymś wyjątkowym i cieszę się każdym występem w jej barwach” – mówi Dominik Skorża. Zapraszamy do lektury!

Jesteś zawodnikiem, dla którego gra w barwach Legii na pewno znaczy coś więcej wszak od dawna pojawiasz się na Żylecie, czy też na wyjazdach. Kiedy w ogóle trafiłeś na Łazienkowską?

Dominik Skorża: Wiesz, z jednej strony chciałbym tu uniknąć czegoś, co zabrzmi sztampowo, w stylu “mały chłopak, z jednego z warszawskich osiedli, od zawsze marzył o tym, żeby występować w koszulce z eLką na piersi i marzenie się spełniło…”. Tylko z drugiej strony, nie bardzo wiem, co innego mógłbym przekazać (śmiech). Wiadomo, że gra w Legii jest dla mnie czymś wyjątkowym i cieszę się każdym występem w jej barwach. Na Łazienkowską po raz pierwszy trafiłem w 1997 roku, a gdzieś na przełomie wieków po raz pierwszy wybrałem się za Legią w Polskę. Od tego czasu jestem regularnym bywalcem trybun, choć jak to w życiu bywa, miewałem okresy większej i mniejszej aktywności kibicowskiej. Z perspektywy osoby, która sporą część życia spędziła w tym klimacie i troszkę z Legią pozwiedzała, to nie sądziłem, że przyjdzie mi kiedykolwiek zaśpiewać “Warszawę” stojąc z drugiej strony płotu, oddzielającego plac gry od trybun.

Od kilkunastu lat regularnie grasz w piłkę 11-osobową, z III ligą łącznie. Miałeś kiedyś okazję pojawić się na testach w rezerwach Legii?

Rzeczywiście moja przygoda z piłką w niższych klasach rozgrywkowych trwa już ładnych kilkanaście lat. Przez ten czas występowałem w różnych mazowieckich klubach – nie mylić z klubami na Mazowieckiej – głównie na poziomie 4. ligi. Jeśli chodzi o legijne rezerwy, to nie było mi nigdy dane choćby “testować się” w tej drużynie, aczkolwiek do seniorskiej piłki wchodziłem w Delcie Warszawa, która w tamtym czasie, ze względu na skład sztabu menedżersko-szkoleniowego, miała silne powiązania z klubem z Łazienkowskiej. Pierwszym trenerem Delty był wtedy Jacek Mazurek, który był jednocześnie jednym ze współtwórców legijnej Akademii, a później pełnił nawet w Legii funkcję dyrektora sportowego. Zresztą z tego, co pamiętam, to po rozpadzie tamtej ekipy Delty, kilku z chłopaków otrzymało swoją szansę w Legii II. Co ciekawe, w tej grupie był pewien młody zawodnik, którego później można było bez żalu “odpalić” z Łazienkowskiej, bo w kadrze znajdował się niejaki Arruabarrena. Dla niewtajemniczonych, ten zawodnik ściga teraz Gerda Mullera w klasyfikacji najlepszych strzelców Bundesligi.

Teraz przyszło Ci łączyć grę w Milanie Milanówek z futsalową Legią. Jak dajesz radę łączyć jedno i drugie?

Do tej pory, choć nie bez pewnych problemów, można było jakoś łączyć grę na hali z dużym boiskiem. W ten sposób funkcjonowała zresztą spora część naszej kadry. Ja miałem akurat to szczęście, że terminy treningów i meczów obu zespołów jakoś się nie pokrywały. Niemniej jednak bywały sytuacje, że z jednego treningu jechałem bezpośrednio na drugi, a mając na uwadze fakt, że sezon futsalowy toczył się równolegle z zimowym okresem przygotowawczym Milanu, to pod względem fizycznym bywało ze mną różnie.

Myślisz, że w pierwszej lidze, dalej dałoby radę łączyć grę w obu zespołach?

Wydaje mi się, że w przypadku gry w pierwszej lidze, która wiązałaby się chociażby ze zwiększeniem liczby jednostek treningowych, czy wyjazdami w odległe od stolicy zakątki naszego kraju, podobny układ byłby raczej nie do pogodzenia i z czegoś trzeba byłoby zrezygnować. Na razie jednak z uwagi na zaistniałą sytuację ciężko jest cokolwiek planować i wyrokować. Poza tym, jeśli chodzi o mnie, to zdaję sobie sprawę z tego, co mówi mój PESEL i biorę pod uwagę taki scenariusz, że któryś z moich obecnych klubów “nie przedłuży ze mną kontraktu” (śmiech).

Kiedy w ogóle zacząłeś grać w futsal? Halowa gra w Lidze Fanów to były początki?

Od zawsze lubiłem formy gry w piłkę na mniejszym placu, czy to na hali, czy w popularnych “szóstkach”, gdzie dynamika gry jest większa, a kontakt z futbolówką częstszy niż na dużym boisku. Jeżeli chodzi o tego typu rozgrywki, to w różnych ligach i turniejach, m.in. w przywołanej tu przez Ciebie Lidze Fanów, mam pewnie na koncie tyle występów, co Jacek Zieliński w pierwszej Legii, ale początek przygody stricte futsalowej, wiązałbym jednak z projektem Win Win. A ten z czasem stał się sekcją Legii. Ameryki tu nie odkryję, ale futsal i piłka nożna halowa to dwa zupełnie różne światy.

Czy z piłki halowej łatwo przestawić się na grę stricte futsalową, zdecydowanie bardziej “ułożoną”, pełną taktyki niczym koszykówka?

Nie jest to łatwa sprawa. W futsalu ogromną rolę odgrywają różnego rodzaju schematy i niuanse taktyczne. W konkretnej akcji trzeba zdawać sobie sprawę gdzie pobiec, który sektor boiska zwolnić, w którym momencie postawić zasłonę itp. Ogromy nacisk jest położony na stałe fragmenty gry, które stanowią świetną okazję, by zaskoczyć i wymanewrować defensywę rywali. Dla laików futsal jest dyscypliną szybką i bardzo widowiskową, ale osoby siedzące głębiej w temacie, wiedzą ile pracy wymaga dopracowanie wszystkich detali i zgranie poszczególnych elementów, tak aby wszystko miało ręce i nogi.

W sezonie 2018/19 grałeś z “protoplaście” dzisiejszej Legii, czyli projekcie Win-Win. Można to nazwać takim przetarciem na drugoligowym poziomie, bo przecież kilku graczy z tamtego zespołu, również w obecnym sezonie broni barw Legii. Wtedy nie udało się zakwalifikować do barażów. W obecnym, niedokończonym wciąż sezonie, miejsce w barażach wywalczyliście. Czyli można powiedzieć, że procentuje doświadczenie oraz mocniejszy i szerszy skład, jakim dysponujecie?

Jeśli chodzi o sezon rozegrany pod szyldem Win Win, to ja osobiście byłem bardzo zawiedziony brakiem awansu do barażów. Z całą pewnością, personalnie mieliśmy zespół, który pozwalał na realizację tego celu, ale wydaje mi się, zabrakło nam futsalowego “otrzaskania”. Szkoda, bo jako futsalowa Legia moglibyśmy startować z trochę innego poziomu. Oczywiście na dzień dzisiejszy dysponujemy lepszym składem, gdyż przede wszystkim wzmocniło nas kilku zawodników ze sporym bagażem futsalowego doświadczenia. Nie oznacza to jednak, że część chłopaków z czasów Win Win, nie przydałaby się dzisiaj futsalowej Legii.

Od początku byliście zdecydowanym faworytem do wygrania II ligi na Mazowszu, ale w kilku meczach wygrana na pewno nie przyszła łatwo wynik ważył się do ostatnich sekund. To chyba dodaje wiary w możliwości drużyny, a dla kibiców jest o wiele bardziej emocjonujące, niż mecze na zielonej murawie, gdzie rzadko zdarza się aż tyle zwrotów akcji.

W zasadzie, ligowych spotkań, gdzie wynik ważył się do ostatnich sekund, nie było zbyt wiele. Można do nich zaliczyć obie wygrane przez nas konfrontacje ze Zdrowiem Garwolin oraz domową porażkę z warszawskim AZS-em AWF. Z pewnością te pojedynki miały ciekawy przebieg i dostarczyły sporo emocji. Natomiast jeśli chodzi o szczyt szczytów, w temacie futsalowej ekscytacji, to myślę, że zarówno mi, jak i kolegom z drużyny, na długo w pamięci pozostanie rozstrzygnięcie decydującego meczu w turnieju finałowym Pucharu Polski na szczeblu okręgowym. Przypomnę, że ze stanu 1:4 wyciągnęliśmy wtedy wynik na 5:4. Do dziś, samo wspomnienie stanu euforii, jaki ogarnął wtedy naszą ławkę z Prezesem sekcji na czele, wywołuje uśmiech na mej twarzy. Ten mecz był dowodem na to, że pościgi, strzelaniny i zwroty akcji są nie tylko elementami dobrego kina sensacyjnego, ale też dobrego spotkania futsalowego. To m.in. właśnie dlatego ta dyscyplina jest tak widowiskowa.

W pucharowym spotkaniu z Victorią Sulejówek widać w Was było podwójną motywację wszak mieliście okazję rywalizować z drużyną grającą w wyższej klasie rozgrywkowej. W Twoim przypadku ta motywacja nie była zbyt duża? Wtedy właśnie musiałeś przedwcześnie opuścić boisko z powodu dwóch żółtych kartek.

Wiadomo, Victoria była rywalem z wyższej ligi i to w dodatku tym, który w tej lidze znalazł się niejako naszym kosztem. Poza tym wygrana z chłopakami z Sulejówka dawała nam szansę na konfrontację z drużyną z jeszcze wyższej klasy rozgrywkowej. Niewątpliwie, byliśmy mocno zmotywowani, by pokonać tą przeszkodę w Pucharze Polski, ale mojej czerwonej kartki w tym spotkaniu nie wiązałbym raczej z przesadną motywacją. Uważam, że z pierwszym pokazanym mi “żółtkiem”, nieco pospieszył się arbiter. Drugi kartonik był natomiast efektem faulu typowo taktycznego i tu nie ma o czym dyskutować. Najważniejsze jednak, że po moim “zjeździe do bazy”, koledzy przetrzymali okres gry w osłabieniu, i na koniec mogliśmy cieszyć się z awansu. Ja mogę jedynie żałować, że potyczkę z ekstraklasowym zespołem z Chojnic, dane mi było obserwować jedynie zza linii bocznej.

Można powiedzieć, że warszawska publiczność spragniona jest futsalu na wysokim poziomie, czego dowodzi frekwencja i atmosfera na Waszych meczach. To chyba także pomaga w motywacji do jeszcze cięższej pracy na treningach. Rozumiem, że celem Twoim, jak i całej drużyny, jest, oczywiście po awansie najpierw do pierwszej ligi, walka o awans do najwyższej klasy rozgrywkowej?

Z pewnością widać spore zainteresowanie naszymi meczami, a gra przy pełnych trybunach nas motywuje do doskonalenia umiejętności w futsalowym rzemiośle. Dla nikogo nie będzie chyba zaskoczeniem, że od samego startu sekcji futsalowej, naszym celem był jak najszybszy awans do elity i nie pozostaje nam nic innego, jak realizacja tego złożenia. Co do atmosfery na naszych meczach, to tutaj ukłon w stronę osób, które starają się rozkręcać doping. Mam spory szacunek do tego, co robią, tym bardziej, że często są to twarze, które przewijają także na innych legijnych sekcjach, a umówmy się… wspieranie nas, koszykarzy, czy siatkarzy, to trochę inna bajka niż oklaskiwanie zagrań Andre Martinsów czy Luquinhiasów, na wypełnionym po brzegi stadionie. Z tego miejsca pozdrawiam całą legijną społeczność, w tym całą wesołą ekipę z 204, życzę zdrówka i po powrocie do “normalności” zachęcam do wspierania legijnej sekcji futsalu.

Rozmawiał Bodziach